Złość? Irytacja? Niesmak? Owszem. Tak.
Odczuwam złość, irytację i niesmak. I tak, uczę innych, co z tym zrobić. Nie, fakt, iż uczę, jak osiągać spokój, nie oznacza, że się nie irytuję czy nie odczuwam w związku z czymś niesmaku. Jestem człowiekiem i odczuwam ludzkie emocje. I nie, nie jestem tymi emocjami. Właśnie dzięki wielu narzędziom potrafię oddzielić to, kim jestem, od emocji, które odczuwam. I właśnie dzięki temu wiem, jak sobie z nimi poradzić.
Ale od początku. To jest chyba naiwność sądzić, że ludzie (tak zwani „inni” albo „oni”) powinni się zachowywać odpowiednio do stanowiska, jakie piastują. Czy aby na pewno naiwność? Może po prostu to są nasze oczekiwania? Moje na pewno. To jest to, z czym jeszcze sobie nie poradziłam. Czego jeszcze nie odpuściłam. Oczekuję ciągle jeszcze, że prezydent powinien dbać o naród i państwo. Że nauczyciel powinien być inspirujący. Że policjant powinien być uczciwy i pomocny. Że dyrektor powinien dbać o swoich pracowników i być dla nich wzorem. Że lekarzowi powinno zależeć na zdrowiu pacjenta.
Łapię się na tym ciągle, że mam te oczekiwania z tyłu głowy. I że wystarczy chwila nieuwagi, a wyskakują jak odnóża Meduzy gotowe kąsać te elementy rzeczywistości, które nie przystają do mych oczekiwań. I co z tego, że oczekuję przyzwoitości na stanowiskach publicznych? Co z tego? Oczekiwania to oczekiwania. To chęć kontroli. Nie takiej wprost. Takiej nieco zakamuflowanej. Że niby to nie o mnie chodzi, a o świat. I dobro wszystkich innych. Taka że niby jestem altruistka.
Pozory. Ego jest cwane i nas oszukuje. Nie o żadnych innych chodzi. Nie o żaden porządek świata i dobro ludzkości. Zawsze i wszędzie – o mnie. O moje widzimisię. O „moje na wierzchu”. O wygraną mojej koncepcji. O poczucie, że jestem po stronie prawdy, słusznej racji. Że wiem lepiej. O poczucie mojej wyjątkowości.
Ten drugi, co to jest (teoretycznie i całkowicie złudnie) przyczyną mojej złości, irytacji czy niesmaku, ma swoje demony. I swoją wizję „lepszego świata”. I swoje jednostkowe ego. Nie mam jednak zamiaru teraz roztrząsać, która wizja jest lepsza, bo i nie mam dostępu do obiektywnego kryterium takiejże oceny.
Zamierzam natomiast się zastanowić, jak w takiej sytuacji się zachować. Co zrobić, by poczucie wdepnięcia w jakąś nieczystość nie naznaczyło mojego wnętrza. By się nie nurzać w wizji nieuczciwości, nierzetelności, niefachowości, niesprawiedliwości.
Najpierw się zatrzymuję. Gdy już trzy Furie wyrzucą z siebie oburzenie i żądzę krwawego uporządkowania świata, ściągam buciki i przyglądam się temu, co tak naprawdę mnie uwiera. I zastanawiam się, z jakiego powodu uwiera.
A więc tak: oczekiwania. Że to projekcja tych oczekiwań na innych. Ale przecież już wiem, że to ułuda. Że tego nie ma. Zatem nie ma problemu. Nie dotyczy mnie to.
Czy ponoszę jakąś stratę w związku z przecięciem się mojej ścieżki ze ścieżką „tych innych”, co to stali się projekcją moich zbłąkanych, porzuconych, odepchniętych emocji? Żadnej. Absolutnie żadnej. Wynoszę tylko zysk. Bo nauczyłam się czegoś o sobie. Że jeszcze mam coś do zrobienia. A taki wniosek wart jest każdego doświadczenia.
Umiejętność dostrzegania okazji do uczenia się jest niezbędna w samym procesie uczenia się. Umiejętność nazwania tego, co się odczuwa w związku z czymś, co się dzieje w świecie zewnętrznym, jest konieczna do pójścia dalej. Umiejętność oddzielenia swoich emocji od siebie jest niezwykle wspierająca i ważna, by nie wejść ani w rolę kata, ani w rolę ofiary.
Po tym zatrzymaniu się, po dostrzeżeniu swoich emocji, nazwaniu ich, oddzieleniu ich od siebie, uznaniu, że nie jestem nimi, a tylko im uległam, następuje krok kolejny. Dla mnie to oczyszczenie. Metaforyczne – pod postacią wizualizacji, fizyczne – pod postacią prysznica. Albo takie, albo takie, albo i takie, i takie. I potem medytuję. I tu znowu – to może być medytacja w pozycji leżącej, siedzącej, to może być medytacja w ruchu. Bywa różnie. I taka oczyszczona wracam do życia. Do bycia.
A czasem do gry wchodzi malowanie. Na różnych etapach. Raz – by wyrzucić z siebie emocje. Innym razem – by się oczyścić. Jeszcze innym – by ustanowić kontakt ze sobą. A czasem staje się początkiem kolejnego etapu.
Comments