Mieć takie narzędzie i go nie wykorzystać to grzech. Mieć i wykorzystać przeciwko sobie – skrajny idiotyzm.
Tak bardzo niezwykłym jest człowiek. Ty, ja, ona, on, my, wy, oni.
Mamy na wyciągnięcie ręki niezwykłą rzecz. Rzecz, która może zmieniać rzeczywistość. Poprawić nasze relacje, wspomnienia, teraźniejszość, przyszłość, całe życie. I nie korzystamy z tego. W zasięgu ręki mamy narzędzie darmowe, niezawodne, zależne od nas. Nasz mózg.
Jego siła jest niezwykła. Niedoceniana. Niezawodna.
W jaki sposób może zmienić przeszłość? Teraźniejszość? Przyszłość? Rzeczywistość? Nas?
Może się wydawać, że to, co już zaistniało, jest niezmienne. Stało się i nie można z tym nic zrobić. Czy aby na pewno?
Co się dzieje, gdy przypominasz sobie swoje dzieciństwo, kiedy jesteś w dobrym nastroju? Mnie do głowy przychodzi lepienie babek z błota w majowym deszczu, turlanie się z górki, zabawy w Indian na łące zarośniętej wysokimi trawami, przesiadywanie na olbrzymim, powalonym drzewie, zimę stulecia i śnieżne tunele przed domem, leżenie na stercie siana i oglądanie gwiazd na atramentowym niebie.
A co się dzieje, gdy sięgasz po wspomnienia z dzieciństwa, kiedy jesteś smutna, rozżalona, zła? Mnie do głowy przychodzą obrazy z przedszkola, gdy musiałam pić mleko, poczucie osamotnienia, niezrozumienia, fizyczny i emocjonalny ból związany z pobytem w szpitalu.
Co więc jest prawdą? Jakie to dzieciństwo było?
Od naszych wspomnień to zależy. Od tego, czy utulimy empatią te trudne przeżycia, czy też wzgardzimy tymi miłymi. Od tego, w jakim nastroju i kondycji emocjonalnej jesteśmy teraz. Gdy jest nam dobrze, nawet trudne wspomnienia zdają się być łagodniejsze. Gdy jest nam źle – te dobre stają się mniej zabawne, czułe, otulające. Zatem od tego, co dzieje się dziś, zależy, jak wspominamy to, co minęło. Czyli od teraźniejszości zależy przeszłość.
Powiesz, że to, o czym mówię, dotyczy jedynie emocji. Czy na pewno? Przypomnij sobie rzecz, z której nie jesteś dumna. Gdy jesteś w złym nastroju, obarczasz winą siebie. Mówisz sobie, że zawiniłaś, że jesteś głupia, zła, wredna, beznadziejna, słaba etc. A przecież nic, absolutnie nic nie dzieje się w próżni. Twój czyn, jakikolwiek by nie był, pojawił się w odpowiedzi na coś. Na czyjeś działanie (lub jego brak), na czyjeś słowa (lub ich brak), na czyjś czyn (lub jego brak). Wynikał z Twoich doświadczeń, wiedzy, umiejętności, tęsknot, poczucia braku, emocji, oczekiwań...
Gdy zaczynamy się zastanawiać, dlaczego coś zrobiłyśmy, dochodzimy do wniosku, że właściwie na ten moment było to konieczne. Albo po to, by zapełnić jakiś niedobór; albo po to, by się czegoś o sobie nauczyć; albo po to, by się odbić od poczucia niemożności; albo po to, by uratować sobie życie.
Arystotelesowska koncepcja prawdy to zgodność sądów z rzeczywistością. Niby oczywiste. Ale według jakiego kryterium ocenimy, że rzeczywistość jest taka, a nie inna? Czy sam fakt może być nazwany tylko w jeden sposób? Czy fakt zabrania bułki ze sklepu w tajemnicy, bez dokonania zapłaty, jest kradzieżą? Czy nie może być desperacką próbą uratowania komuś (lub sobie) życia? Czym jest prawda? Co jest jej kryterium?
A teraz wróć do tej rzeczy, z której dumna nie jesteś, i zastanów się, czym to tak naprawdę było. Dlaczego zaistniało. Po co zaistniało. Gdzie jest sedno tej prawdy? Jakie to było? Czy na pewno godne nagany? Jaką naukę z tego wyniosłaś? A jeśli jakąkolwiek, to czy mogło to być złe? Czy złe jest coś, dzięki czemu się uczymy? Czym w ogóle jest zło? Czy to nie jest jedynie etykieta moralności opartej na polaryzacji? Tak jakby między bielą a czernią nie było niczego... Tak jakby biel mogła istnieć bez czerni...
To wszystko są wytwory naszego umysłu, który wartościuje. I im łatwiejszy podział, tym mu wygodniej. Zatem ciach: to jest dobre, zatem ciach: to jest złe. A przecież ten umysł potrafi też zadawać sobie pytania, szukać odpowiedzi. Mamy go, należy do nas. Dlaczego nie korzystamy?
Dlaczego łatwo klasyfikujemy to, co minione, i z ulgą, że etykieta nadana, idziemy dalej?
I czy aby na pewno idziemy? A może ciągle tkwimy w teraźniejszości, bojąc się zrobić krok? Przepełnia nas lęk, że przed nami przepaść. Że nie wypada. Że strach. Że wstyd. Że nie zasłużyłyśmy. Że jesteśmy niewystarczające.
A przecież znowu mamy w zasięgu ręki umysł. Umysł, który możemy wykorzystać do tego, by wyrwać się z klatki kompleksów, lęków, wstydu. By uwierzyć w to, że właśnie się uda. Bo dlaczego miałoby się nie udać?
Mając do dyspozycji afirmacje, wizualizacje, praktykę wdzięczności, możemy osiągnąć cuda. Nie, nie samym afirmowaniem czy wizualizowaniem. Ale wykorzystując te narzędzia do tego, by zacząć działać, by uwierzyć w to, co afirmujemy. By chcieć urzeczywistnić to, co wizualizujemy.
Na kursie nauczycielskim jogi nidry wizualizowałam nieustannie Magiczną Przestrzeń, swoją pierwszą markę. Po miesiącu miałam zarejestrowaną działalność. Ale przecież nie dlatego, że stał się cud. Tydzień intensywnej wizualizacji i pracy z intencją sprawił, że tak mocno w to uwierzyłam, tak bardzo cieszyłam się myślą o nowym etapie życia, że po prostu po powrocie do domu wypełniłam druki i udałam się do urzędu. Zrobiłam to. Nie: zmaterializowało się samoistnie. Ja tego dokonałam. Owszem, wykorzystując afirmacje, wizualizacje do... zmiany myślenia. Do przejścia z: „to zbyt niemożliwe” do: „to rzecz, której pragnę i którą zrobię”.
Mamy narzędzie, które czeka, by je wykorzystać. I często jest tak, że się tego nie doczekuje. Umiera takie niewykorzystane, zlekceważone, pominięte w życiowym doświadczeniu.
Mamy zatem wybór. Zmienić swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, wykorzystując swój mózg, albo tkwić w starych schematach i pogrzebać najcudowniejsze i najbardziej tajemnicze narzędzie, za które nie musimy płacić – swój umysł.
Comments