To wcale jest takie oczywiste. I takie proste. Dbamy o swoich Bliskich, martwimy się, gdy coś im dolega - w emocjonach, fizyczności, psychice. Doradzamy. Szukamy rozwiązań. Chcemy, by wrócili do zdrowia, do równowagi.
Tymczasem gdy coś dolega nam, nie im, bagatelizujemy to. Może dolegliwości fizyczne najszybciej pobudzają nas do działania. Z bolącym zębem nie da się iść do kina. Z migreną nie wybierzemy się na tańce. Ze skręconą kostką nie będziemy się upierać przy spacerze.
Ale gdy uciążliwość nie wyklucza nas z życia, potrafimy tygodniami, miesiącami, a czasem latami nie szukać przyczyny. Póki można rzeczy nie zdiagnozować, nie ma problemu. To zaklinanie rzeczywistości, które - niestety - dość często stosujemy.
Jeszcze częściej mają miejsce takie zaniedbania siebie samych, gdy chodzi o nasze emocje. Dźwigamy - na ochotnika, bo przecież nikt nas o to nie prosił - ciężary win za wszelakie zło świata. Ktoś nadużywa naszego zaufania - wydaje się nam, że nie jesteśmy tego godni. Ktoś narusza naszą przestrzeń - wydaje się nam, że zasłużyliśmy na to. Ktoś podcina nam skrzydła - zaczynamy wierzyć, że urodziliśmy się nielotami. Ktoś zawłaszcza sobie całą naszą uwagę - myślimy, że jesteśmy po to, by mu służyć.
Otóż nie. Nie jesteśmy po to, by spełniać cudze oczekiwania. Nie zasługujemy na to, by być okłamywanym. Nie żyjemy po to, by służyć innym.
Żyjemy dla siebie. By doświadczać piękna. By żyć w harmonii. By wzrastać.
I jeśli ktoś nas oszukuje, nadużywa zaufania, wykorzystuje, lekceważy, trzeba powiedzieć: dość.
Nie jest to łatwe. Z tego względu, że godzimy się na małe ustępstwa, by zachować dobre relacje i nie zauważamy, kiedy wiadro małych ustępstw zaczyna się przepełniać. Godzimy się na to, bo nie potrafimy zareagować. Godzimy się w nadziei, że nie będzie taki stan trwać wiecznie, bo jest to zbyt głupie, by trwało. Godzimy się, bo nie widzimy szansy na zmianę.
I dochodzi do momentu, w którym coś się może zadziać. Często wybucha awantura, po której rzeczywistość wraca powoli na dawne tory, a my w swoje schematy. Czasem załamuje się w nas wszystko i przywdziewamy rolę ofiary. A czasem odzywa się w nas lew i ryczy, że więcej sobie na to nie pozwoli. Koniec. Dość. Finito.
Ten przebłysk buntu wobec rzeczywistości jest konieczny, by ocalić siebie. By żyć na swoich warunkach. Giovanni Pico della Mirandola powiadał, że człowiek jest istotą godną i wolną. I w tym poczuciu wolności i godności nie można pozwolić, by ktoś bawił się swoim życiem naszym kosztem.
Bez znaczenia, czy jest to przemoc fizyczna, psychiczną, czy brak uważności. Tłumaczyć właściwe postawy można dziecku. Dorosłemu trzeba postawić jasne granice. Co z nimi zrobimy - to już inna rzecz. Tu chodzi o nas. O to, czy potrafimy o siebie zawalczyć. Zatroszczyć się o siebie. Zadbać.
Postawić siebie na pierwszym miejscu. Bez dbania o tego, komu pozwoliliśmy tak nas doświadczyć. On sobie poradzi, choć być moze nie zrozumie.
Tu chodzi o nas. To pierwszy, nieodzowny element dobrostanu. Stanąć w swojej obronie.
Comments